Kim jest idealny użytkownik Sarsilmaz K-12 Sport?
Mogłoby się wydawać, że przyjazna finansowo turecka broń kierowana jest wyłącznie do początkujących strzelców. Moim zdaniem tak jest tylko w przypadku najtańszych modeli wielu tureckich producentów. I tych właśnie egzemplarzy początkujący strzelcy powinni unikać jak ognia.
Zupełnie inaczej jest w przypadku tureckich konstrukcji ze średniej cenowej półki – tańszych niejednokrotnie o 30- 40% od ich europejskich odpowiedników, a jakościowo ustępujących im niewiele. Nie należy tylko dać się skusić na wór gratisów dorzucanych przez producenta do broni. Kabury, latarki, celowniki optoelektroniczne i inne cudeńka z dużym prawdopodobieństwem okażą się bezużyteczne albo/i bazarowej jakości. Lepiej zdecydować się na gołą broń sprzedawaną wyłącznie z kilkoma magazynkami. Gadżety dokupimy później. Lepsze.

Takim właśnie pistoletem jest K-12 Sport. W pudełku nie znajdziemy żadnych dziwactw poza standardowymi dołączanymi przez każdego producenta akcesoriami.
Strzelec, który wie czego potrzebuje, a jednocześnie nie dysponuje gigantycznym budżetem, paradoksalnie doceni ten umiar i prostotę. Nie zostanie zarzucony bazarowym chłamem, który sztucznie winduje cenę zestawu, ale dostanie to, co faktycznie jest mu potrzebne, a pozostałe akcesoria skompletuje według swoich wymagań, które zwykle pojawiają się i zmieniają w trakcie użytkowania broni.
Dla kogo więc jest K-12 Sport?
Dla strzelca co najmniej średnio doświadczonego, który wie, jaka broń jest mu potrzebna, i który nie chce wydawać fortuny na pistolet. Jednocześnie takiego, który kupuje świadomie i rozumie, dlaczego na pierwszy rzut oka bliźniaczo do Shadowki wyglądający K-12 jest od niej o wiele tańszy.
Do czego służy K-12 Sport?
Zdecydowanie nie do noszenia. Jeśli sama nazwa nie wystarcza, to masa broni powinna być odpowiedzią. Ten model Sarsilmaza waży niemal 1200 gramów. Producent oczywiście podaje tę masę bez uwzględnienia magazynka oraz amunicji. Blaszany magazynek z 17-stoma nabojami do kolejne 300-350 gramów. Rozmiary oraz manualny bezpiecznik też w mojej opinii jasno wskazują, że nie jest to broń do zastosowań praktycznych.

Świetnie za to spełni się w zastosowaniach zgodnych ze swoją nazwą – w sportowym strzelectwie. Tutaj ani masa, ani spore rozmiary, ani dodatkowe manipulatory nie będą specjalną przeszkodą.
Poza zawodami typu PiRO (Pistolet i Rewolwer Obronny) czy tymi według regulaminów IDPA i zbliżonymi do nich, K-12 Sport sprawdzi się dobrze. Można go z powodzeniem używać zarówno w strzelectwie statycznym, choć konkurować z wyczynowymi pistoletami oczywiście nie będzie, jak i w podstawowych klasach IPSC.
Warto nadmienić, że w żadnym z tych zastosowań nie będzie brylował. Sarsilmaz K-12 Sport nie jest race gunem, ale pozostaje bronią przyzwoitej jakości i takich też wyników można się po niej spodziewać… jeśli tylko strzelec nie zacznie przeszkadzać.
Budowa
W największym skrócie: jeśli trzymałeś kiedyś w rękach CZ Shadow, to poniższy akapit możesz sobie odpuścić. K-12 Sport jest w swojej sylwetce bardzo bliską kopią Shadowki. Rozlokowanie i sposób funkcjonowania manipulatorów jest identyczny. Budowa zamka – pracującego wewnątrz szkieletu, a nie obejmującego go – także niczym się nie różni. Przyrządy celownicze – z dużym prawdopodobieństwem wymienne. Magazynki prawie na pewno również, ale nie miałem okazji tego sprawdzić.


Obie konstrukcje odróżniają tylko zewnętrzne szczegóły. Są to na przykład detale wykończenia okładek chwytu, kształt bezpiecznika (zdublowanego po obu stronach szkieletu) i dźwigni zrzutu zamka czy rozmiar przycisku zwalniającego zatrzask magazynka. K12 jest również standardowo wyposażony w lejek ułatwiający podpinanie magazynków, za co w CZ trzeba dopłacić.

Kształt osłony spustu oraz samego języka spustowego nawiązuje silniej do Shadowki pierwszej generacji niż do najnowszej. Miejsca na palec wskazujący jest więc nieco mniej niż u Czecha. Z tego powodu używanie solidnych rękawiczek jest dyskusyjne.

Mechanicznie K-12 nie próbuje również być niczym rewolucyjnym.
Zewnętrzny kurek z możliwością zrzucenia na pośredni zaczep i ryglowanie przez przekoszenie lufy – klasyka. Tradycyjna mechanika bez udziwnień powoduje, że praca spustu jest co najmniej przyzwoita jeszcze przed jakimikolwiek ingerencjami rusznikarskimi. Podejrzewam też, że wieczór spędzony z K-12 i drobnym papierem ściernym mógłby jeszcze poprawić jego pracę.


Przyrządy celownicze również są doskonale klasyczne – prostokątna muszka (szkoda, że bez światłowodu) oraz regulowana w obu osiach szczerbina. Absolutnie nie ma się do czego przyczepić ani czego skrytykować.


Rozkładanie
Rozkładanie K-12 jest do bólu standardowe. Usuwamy magazynek, sprawdzamy komorę, cofamy zamek do momentu, kiedy nawiercony na nim znacznik pokryje się w osi pionowej ze znacznikiem na szkielecie. Wtedy wciskamy – mając nową broń najlepiej ścianką magazynka lub innym twardym przedmiotem – z prawej strony szkieletu żerdź zatrzasku zamka. Potem wyciągamy cały zatrzask z lewej strony szkieletu i wysuwamy zamek do przodu broni. Następnie demontujemy sprężynę główną wraz ze stalową żerdzią i wysuwamy lufę. Broń rozłożona.

Czyścimy wszystkie elementy i przeprowadzamy oględziny, poszukując ewentualnych uszkodzeń. Szkieletu nie rozkładamy. Jego wnętrze czyścimy szczoteczką oraz odpowiednimi preparatami i dla pewności przedmuchujemy sprężonym powietrzem celem usunięcia opornych zanieczyszczeń.
Jako że broń nie posiada w zasadzie żadnych elementów plastikowych, gumowych czy drewnianych, wyjątkowi leniwcy mogą po rozłożeniu wyczyścić ją w myjce ultradźwiękowej.
Strzelanie z Sarsilmaz K-12 Sport
Strzela się przyjemnie, niemal bez odczuwalnego odrzutu – masa broni oraz długość lufy robią swoje.
Pistolet jest ergonomiczny i wygodny – wiadomo, kopia sprawdzonego projektu, który CZ dopracowywał przez dekady. Ergonomicznych problemów nie ma co szukać. Spust jest dobry, ale nie idealny. Można nad nim popracować, polerując odpowiednie elementy. Przyrządy celownicze wykonane są dokładnie, więc i obraz celu w nich będzie dobry: nacięcie szczerbiny jest proste, podobnie muszka. Z powtarzalnością widzenia tarczy nie ma problemów.
Pierwsze serie na tarczy nie napawają jednak optymizmem. Rozrzut o wiele większy niż w moim wiekowym już Glocku trzeciej generacji. Strzelają też inni. Efekty podobne.


Z lekkim zniechęceniem wracam do broni kilka dni później i okazuje się, że pistoletowi potrzebne było około 200-300 sztuk amunicji, żeby się dotarł. Po tym przebiegu grupy wyraźnie zmniejszają się i dają już powód do zadowolenia. Teraz nowemu właścicielowi pozostaje już tylko przyzwyczaić rękę do chwytu, palec do działania spustu i można robić przyzwoite wyniki. Można też, jak wcześniej pisałem, nieco poprawić spust. Z pewnością przełoży się to na efekt na tarczy.

Widać tu dobrze, skąd bierze się spora rozbieżność cenowa pomiędzy CZ a Sarsilmazem. Gdzieś oszczędzono na ostatnich etapach obróbki, niektóre elementy muszą się do siebie dopasować, żeby broń pracowała jak należy. Widać to po przestrzelaniu kilkuset sztuk na powierzchniach współpracujących ze sobą.
K-12 Sport: kupujemy czy nie?
Sarsilmaz K-12 Sport ma swoje niedociągnięcia. Brakuje mu ewidentnie ostatecznego dopieszczenia – takiego tuż przed opuszczeniem fabryki. Poza tym to bardzo przyzwoity pistolet za przyzwoitą cenę – obecnie można go znaleźć za mniej niż 4000 zł, a gdyby pomarudzić sprzedawcy, to może dorzuci paczuszkę czy dwie amunicji albo dodatkowy magazynek w cenie. Marudzenie zwykle pomaga.
Największą bolączką jest konieczność docierania. Odwykłem od tego. Ważne jednak, że pistolet dociera się szybko. Biorąc pod uwagę, że tylko przez kilkaset strzałów bezpośrednio po wyjęciu z pudełka można mieć pewne problemy, myślę, że K12 Sport jest swojej ceny wart i – zwłaszcza jeśli naciągniemy sprzedawcę na gratis w postaci amunicji – można się z nim szybko zaprzyjaźnić. Co prawda nosić się go za bardzo nie da, ale nie każdy pistolet musi być glockiem. Niektóre służą tylko do zabawy. A więc: kupować i strzelać!