Wprowadzane przez autorów elementy różnicujące opisywaną rzeczywistość służą do rozwinięcia akcji w innym kierunku, niż prawda historyczna. Mogą też służyć ukazaniu wizji przyszłości, jaka może nadejść po spełnieniu określonych warunków brzegowych.
Clancy wzorem
Niekwestionowanym mistrzem tego gatunku był nieżyjący już Tom Clancy. Książki tego autora z cyklu o Jacku Ryanie tworzyły spójne, wiarygodne uniwersum. Było ono pełne wyrazistych i wielowymiarowych postaci, meandrujących wśród okoliczności równie prawdopodobnych, co niezwykłych. Ręka w górę, kto nie czytał do późnej nocy Polowania na Czerwony Październik, Stanu zagrożenia lub Bez skrupułów. Arcydziełem Clancy’ego był również Czerwony Sztorm. To fascynująca, wielopłaszczyznowa i wielowątkowa powieść, którą można uznać za pierwsze fan-fiction na podstawie gry komputerowej. Oczywiście, swoich sił w tym gatunku próbują też inni autorzy, z różnym skutkiem.
Warbook
Trzeba przyznać uczciwie, że twórcy, których książki wydaje oficyna Warbook to pierwsza liga gatunku. Znajdziemy wśród nich Marcina Ogdowskiego, niestrudzenie piszącego przez niemal pięć lat blog Z Afganistanu.pl, Marcina Ciszewskiego znanego z cyklu Mróz, Upał, Wiatr, Mgła i Deszcz. Pozostali autorzy nie są szerzej znani polskim czytelnikom. Węższe grono doskonale kojarzy nazwiska lub pseudonimy Vladimira Wolffa, Marcina Gawędy, Piotra Langenfelda i ich kolegów.
Wydawnictwo Warbook ma swoistą misję: pisać o Polsce, Polakach, polskich żołnierzach i ich sprzymierzeńcach, a także ich przeciwnikach w sposób, który wypełni czytelnikowi żagle. Polska rzeczywistość i Polska w alternatywnej rzeczywistości są ciekawe, niezwykłe, frapujące, czasem bolesne. Zawsze jednak warte tego, aby Polsce służyć, dla niej pracować i walczyć.
Metalowa burza
Dzięki uprzejmości wydawcy w moje ręce trafiła powieść Vladimira Wolffa Metalowa Burza. To pierwsza część cyklu Armagedon (koleje tomy to Hydra, Trzecia siła i Punkt zwrotny). Mimo, że nie ocenia się książki po okładce, to jednak trzeba poświęcić jej kilka słów. Jest atrakcyjna wizualnie, grafika przedstawia dwa myśliwce F-35A z szachownicami na skrzydłach. Papier przypomina fakturą grubo tkane płótno pokryte zabezpieczającą folią lub lakierem. To wyraźny ukłon w stronę czytelnika, który do rąk dostaje tak luksusowy przedmiot. Ostatnia strona okładki zawiera standardowo kilka słów na temat treści książki. Dowiadujemy się, że Amerykę atakuje zabójczy wirus, a epidemia wymyka się spod kontroli, Rosja drży w posadach, a jedność europejska staje się mitem. Turcja kierowana przez fanatycznych islamistów idzie w sukurs ISIS na zupełnie nowym froncie.
Grom z jasnego nieba
Jeżeli te kilka zdań zdołało zafrapować czytelnika, to warto wysłać rodzinę na krótki wypoczynek, wyłączyć telefon i telewizor, przygotować kilka gotowych posiłków i wygodny fotel. Autor prowadzi narrację z wprawą i manierą sternika jachtu w regatach Sydney-Hobart. Na pełnych żaglach i bezkompromisowo trzyma się złotej zasady Alfreda Hitchcocka, że na początku musi uderzyć grom z jasnego nieba, a potem napięcie musi rosnąć.
Grom rzeczywiście uderza z nieba w parną, lipcową noc. To chwila, gdy mający dość życia i pracy major żandarmerii Piotr Halicki dociera na miejsce wypadku. Wkrótce okazuje się, że to pierwszy z całej serii, chwilowo niewytłumaczalnych zdarzeń. Dla bohatera oznacza to jednak poważne zmiany w życiu.
Warto dodać, że wspomniany wirus spowodował niemal całkowite wyludnienie kontynentalnej części Stanów Zjednocoznych. Prezydent USA przeniósł się na Hawaje, a tysiące członków wszystkich rodzajów sił zbrojnych byłego supermocarstwa stało się bezpaństwowcami. To sytuacja wymarzona dla generała brygady Emila Banacha, człowieka w rzadki sposób łączącego spójną wizję, energię i wytrwałość w jej realizacji. Byłoby pięknie, gdyby był on jedynym wizjonerem w książce. Autor dorzucił jeszcze Hamida al-Hamadaniego, ważnego dowódcę kalifatu w Syrii oraz generała Sulejmana Dżabbara, początkowo dowódcę korpusu, potem ministra obrony Republiki Tureckiej, a jeszcze później…
Świat w ogniu
Świat staje w ogniu, wewnątrz Sojuszu Północnoatlantyckiego wybucha konflikt zbrojnych. Głowy podnoszą czterej jeźdźcy Apokalipsy. Na tym tle Polska prezentuje się zaskakująco spokojnie, niemal sielankowo. Dzięki generałowi Banachowi państwo wspina się po kolejnych szczeblach rozwoju militarnego. Nabiera znaczenia politycznego, jak śpiewał Joe Cocker, z niewielką pomocą przyjaciół. Tymczasem major Halicki, podporucznik Robert Galiński – arabista kontuzjowany podczas szkolenia w jednej z jednostek specjalnych i Artur Sznajder – były dżihadysta, nie mają okazji nacieszyć się niespodziewanym awansem. Trafiają na Bliski Wschód, który wciąż nie może zaznać spokoju.
Autor nie oszczędza czytelnikom zdarzeń równie wstrząsających, co prawdziwych, nie próbuje usprawiedliwiać żadnej ze stron. Ale nawet w tak ciemnym tunelu tli się światełko w postaci pewnego imama wskazującego Drogę. Mądrość nie ma wyznania, co też warto wziąć pod uwagę czyniąc wycieczki osobiste pod adresem wyznawców tej czy innej religii.
Aż do końca
Twórca bardzo oszczędnie rysuje profile bohaterów, koncentrując się na prowadzeniu narracji. Udaje mu się trzymać wartkie tempo. Lektura nie nuży i z niecierpliwością pochłania się każdą stronę. Warto jednak zachować umiar, aby nie umknęły istotne detale. Jeśli chodzi o dokładność merytoryczną, to zdarzyło się kilka niewielkich potknięć, które nie mają znaczenia dla poziomu. Lektura jest naprawdę doskonałą przygodą, aż do ostatniej strony. A zawartość tejże powoduje, że czytelnik mruga oczyma, rozgląda dookoła z niedowierzaniem i nie może wstać. Chapeau bas, panie Vladimirze!. Takiego zaskoczenia chyba jeszcze nie doświadczyłem!
Kondor
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.