Stop folderom!
Moda, wszędzie moda
Już na samym wstępie zaznaczę, że na punkcie ostrych narzędzi mam bzika. No cóż, nie ja jedyny 😉 Stale staram się śledzić rynek i obserwować, co nowego (a raczej nie-nowego) wprowadzają do oferty producenci z całego świata. O, kolejny ten sam model, ale z inną rękojeścią i jeszcze droższą stalą. No świetnie. O, kolejny fikuśny axis-lock z łożyskami z kryptonitu, kolejny elegancki flipper… Nuda! Gdzie podziały się praktyczne, surowe projekty? Gdzie pragmatyzm?
Gdzie scyzoryki?
Fakt, sam posiadam kilka folderów. Mam też noże innych typów – z głownią stałą oraz scyzoryki. I to te drugie spędzają najwięcej czasu w mojej kieszeni, plecaku i torbie Numbat. Są to według mnie najbardziej praktyczne narzędzia do codziennego noszenia. Występują w rozmiarze małym, średnim, dużym, są takie cienkie z minimalną ilością narzędzi, albo takie grube, stanowiące kieszonkowy warsztat. Na dobrą sprawę występujące w nich narzędzia są częściej używane, niż samo ostrze – które koniec końców jest jedynym atutem foldera. Śrubokręt, piła, otwieracz do puszek, kochany otwieracz do butelek. Wszystko to w zwartej konstrukcji scyzoryka. Czego chcieć więcej?
Pomimo tego, scyzoryków jakoś tak mało. Słysząc nazwę scyzoryk, większość ma zapewne przed oczami tarczę z krzyżem i czerwone okładki. I nic dziwnego, ponieważ alternatyw jest bardzo, ale to bardzo mało. Mimo tego, że jestem fanem scyzoryków z pewnego górzystego, neutralnego państwa, tak jednak trzeba przyznać, że ich projekty wymagają modyfikacji. A producentowi niespecjalnie do tego śpieszno. Typowy błąd dużych graczy na rynku – róbmy to samo 30 lat, a potem dziwmy się, że nagle grozi nam konkurencja. A tak się składa, że jej produkt jest tematem tego artykułu…

Scyzoryk Ruike
Ruike to chiński producent noży składanych, z ostrzem stałym oraz oczywiście scyzoryków. Niech jego pochodzenie Was nie zniechęca. Chińczycy ciągle udowadniają, że dawno wyszli z etapu kopiowania i wzorowania się na zachodnich rozwiązaniach. Tworzą własne, niekiedy lepsze, a prawie zawsze tańsze. To, co robią Chiny, spędza sen z powiek amerykańskich i europejskich ekonomistów. Ale dość już tej geopolityki, przejdźmy do Ruikacza.
Na chwilę obecną, na stronie producenta widnieje 27 modeli. Opierają się na identycznej konstrukcji, tak więc nie ma tu podziału na kilka kategorii. Różnić się będą w zasadzie tylko szerokością, co związane jest bezpośrednio z liczbą narzędzi. Im ich więcej, tym więcej warstw, tym większa szerokość…

Tematem tej recenzji jest model LD51-B. Należy on do jednych z najszerszych modeli, w skład którego wchodzi łącznie 5 warstw. Jest to drugi największy model w całej rodzinie LD. Całość cechuje się 23 narzędziami/funkcjami (przy czym do kilku może znajdować się w jednym elemencie):
- ostrze,
- wybijak do szyb (rzekomo wolframowy),
- klips do kieszeni,
- pęseta,
- korkociąg,
- otwieracz do butelek,
- śrubokręt płaski 6,5 mm,
- ściągacz izolacji,
- giętarka do drutu,
- przecinak pasów,
- śrubokręt płaski 3 mm,
- kółko na klucze (średnio widzi mi się to narzędzie w postaci breloka),
- nożyczki,
- narzędzie 3 w 1 – jeden element służyć ma jako wiertło, szydło i facer (o tym będzie dalej),
- klucz do szprych,
- kolejny ściągacz izolacji,
- kombinerki,
- przecinak do drutu,
- zaciskacz tulejek przyponu (wędkarskie sprawy),
- śrubokręt Philips,
- piła do drewna.

Pierwsze wrażenie – LD51-B to niemałe narzędzie
Wysokością i długością LD51-B niespecjalnie się wyróżnia – w pozycji złożonej jest to odpowiednio 28 i 114 mm. Ot, taki tam wygodny folderek. Pogląd zmienia się po zmierzeniu szerokości – wychodzi (bez klipsa) 26 mm. Porównując to z moimi folderami oraz scyzorykami (o znacznie mniejszej ilości narzedzi) jest to dwa, nawet dwa i pół raza więcej. W dłoni czuć ciężar, odnosi się wrażenie, że trzyma się małą sztabkę metalu.
Estetycznie jest bardzo, ale to bardzo dobrze. Bardzo gładkie powierzchnie i wypolerowane na lustro ostrze. Poczucie porządnego wykonania jest tu jak najbardziej obecne. Kilka pierwszych sekund w oględzinach jest bardzo ważne, i tutaj Ruike zdał egzamin celująco.
Do pozytywnego pierwszego wrażenia swoją cegiełkę dokłada opakowanie. Nie jest to odpustowy kartonik, opakowanie wykonane jest minimalistycznie, ale estetycznie. Wita nas metaliczne logo z motto Ready to make it. Sam scyzoryk spoczywał zakonserwowany jakimś olejem w foliowym woreczku, leżąc w specjalnie przygotowanym wycięciu w gąbczastym materiale pokrytym welurem. Będąc szczerym, kupując taki sprzęt komuś na prezent, nie trzeba lecieć po torebkę prezentową 😀
Ruike LD51-B, czyli mały warsztat w kieszeni
Ostrze, czyli to co misie lubią najbardziej
Profil
Ostrze w modelu LD51-B jest według mnie najlepszym ostrzem w scyzorykach. Chińczycy wyeliminowali najważniejsze bolączki, z jakimi spotkałem się w produktach europejskich.

Ostrze cechuje się profilem typu drop point oraz pełnym szlifem płaskim. Krawędź tnąca wyprowadzona została tak, że idąc ku czubkowi cechuje się wydatnym jak na rozmiary ostrza brzuszkiem. Cały profil można uznać za typowy dla noży terenowych. I tak naprawdę jest to najlepszy kształt dla noży codziennego użytku. Drop point daje precyzyjny czubek, przydatny przy ostrożnym otwieraniu oraz precyzyjnych pracach. Brzuszek, paski szlif i 3 mm grubości bardzo dobrze sprawdzają się przy krojeniu żywności i struganiu drewna. Brak tu fikuśnych kształtów, wyszukanych przejść i innych niepotrzebnych przeszkadzaczy. Czysta użytkowość.
Do rozkładania ostrza służy wydatny kołek (thumb stud). Jest to według mnie najlepsze rozwiązanie, które sprawdza się w dłoniach gołych, w rękawicach, w warunkach suchych oraz mokrych. Umieszczony został w taki sposób, że kciuk nie musi wykonywać nadmiernego ruchu. Otwieranie jest naturalne i przyjemne. W miejscu jego umieszczenia znajduje się podwyższenie grzbietu, które zapewne jest wzmocnieniem punktu łączenia. Pełni także drugą rolę – jest świetnym punktem indeksującym, zastępującym nacięcia na grzbiecie.

Umieszczenie
Nie do końca oczywistą dla wszystkich rzeczą jest umieszczenie ostrza. W LD51-B znajduje się skrajnie po prawej stronie. Albo po lewej, zależy od perspektywy 😉 Powodem położenia jest wspomniany kołek – gdyby ostrze znajdowało się po środku, blokowałby inne narzędzia. Inni producenci rozwiązywali ten problem zastąpieniem kołka otworem na kciuk. Otwory mi się nie sprawdzają, gdyż w praktyce okazały się mało pewne i nieintuicyjne.
Czy specyficzne położenie ostrza powoduje jakieś problemy? Jak się okazało – nie. Dzięki niemu zyskaliśmy kołek, co jest dla mnie ogromną zaletą. Jedną rzecz trzeba mieć jednak na uwadze – nie jest to dogodne rozwiązanie dla leworęcznych.

Blokada
Większość scyzoryków – nasz delikwent nie jest wyjątkiem – wykorzystuje mechanizm slip joint. Oznacza to, że narzędzia blokowane są w pozycji złożonej/rozłożonej oporem sprężynującego elementu. I tyle. Opór jest na tyle silny, że nie ma opcji, że coś rozłoży się w kieszeni. Jest też na tyle silny, że o ile używa się narzędzia z głową, nie złoży nam się na dłoń. No właśnie, o ile używa się z głową. Blokada tego typu ma swoje ograniczenia, i przy mocniejszym naciśnięciu grzbietu narzędzia ulegnie. O ile złożony na palec otwieracz do butelek nic nam nie zrobi, tak ostrze wyrządzi nam sporą biedę (wiem z doświadczenia).
Duże scyzoryki, zarówno Ruike, jak i konkurencji, cechują się dodatkową blokadą ostrza w postaci liner lock’a. Jest to kontrujący ostrze w pozycji rozłożonej sprężynujący kawałek blaszki. Aby złożyć ostrze, należy przesunąć go w bok. Jak zrealizowano to w LD-51B? Wyśmienicie.

Blokada ta wprowadzana była w scyzorykach w dziwny sposób. W jednym przypadku blaszkę należało przesunąć w prawo, a nie w lewo, co jest dla mnie zabiegiem totalnie niezrozumiałym. W drugim przypadku blokada przesuwana była za pomocą połączonego z nią przycisku, który przechodził przez okładkę. Rozwiązanie to jest problematyczne, gdyż przycisk trzeba porządnie nacisnąć, co nie jest takie łatwe w rękawicach. No i w razie uszkodzenia przycisku obsługa scyzoryka będzie bardzo utrudniona.
Ruike nie wydziwiał, dzięki czemu w LD51-B blokada zwalniana jest jak w każdym innym folderze. Krawędź blokady wystaje lekko poza obrys obudowy, co w połączeniu z jej ząbkowatą powierzchnią daje pewną i intuicyjną obsługę – zarówno w rękawicach, jak i w gołych dłoniach.

A co ze slip jointem?
Po zwolnieniu blokady, składane ostrze po określonym zakresie ruchu złoży się samo pod naporem sprężyny. Tutaj pojawia się wspomniane wcześniej ryzyko złożenia na palcach. Ruike wziął to pod uwagę i sprawił, że w trakcie składania ostrze napotyka w pewnym momencie opór. Złoży się dopiero po odpowiednim dociśnięciu grzbietu ostrza, co daje nam tę krótką chwilę na pewność, że w trakcie składania palce ułożone są w bezpiecznym sposób. Jest to cecha powszechna w nożach składanych z tym typem blokady, ale w scyzorykach spotykam się z tym po raz pierwszy. Jest to przeogromna zaleta, która powinna być standardem w tych konstrukcjach.

Blade play
Po naszemu: luz ostrza. We wszystkich moich scyzorykach, w tym w Ruike, występuje delikatny luz góra-dół. Związane jest to z samą konstrukcją slip jointa. Luz ogranicza poniekąd liner lock, ale muszę przyznać, że w recenzowanym okazie jest on największy spośród całej mojej kolekcji. Pomiędzy czołem blaszki a samą głownią jest delikatna przerwa odpowiadająca za ten mały ruch. Czy jest to odczuwalne w trakcie użytkowania? Czasami tak. Czy ma to wpływ na sprawowanie się narzędzia w praktyce? Niespecjalnie.
Stal
Ostrze wykonano ze stali nierdzewnej Sandvik 12C27, która wedle producenta zahartowana jest na 57-59 HRC. Nie zamierzam wchodzić tutaj w szczegóły metalurgiczne, opiszę po prostu, jakie mam z nią doświadczenia.
Po pierwsze – odczułem, że zachowuje ostrość znacznie dłużej, niż stal w scyzorykach konkurencji spod znaku tarczy z krzyżykiem. Przez ponad miesiąc użytkowania, w trakcie którego LD-51B pomagał mi w codziennych zadaniach oraz uczestniczył w kilku wypadach do lasu, miałem potrzebę go podostrzyć jedynie raz. Nie był to jakiś poważny zabieg, przejechanie kilka razy po ceramicznym pręcie oraz wygładzenie na skórze z pastą polerską przywróciło krawędź do satysfakcjonującej ostrości.
Po drugie – jest to stal nierdzewna z prawdziwego zdarzenia. Scyzoryk noszony był przy samym ciele. W spodniach trekkingowych, w których to kieszenie wykonano z siatki, miał praktycznie bezpośredni kontakt z ciałem, a co za tym idzie – z potem. Przez cały okres użytkowania nie zauważyłem poważnych ognisk rdzy. Raz zauważyłem delikatne przebarwienia na grzbiecie, ale wystarczyło jedne przejechanie szmatką, aby zeszły. W nożach składanych oraz scyzorykach nierdzewność to dla mnie podstawa, gdyż są to dla mnie narzędzia mające kontakt z żywnością.
Podsumowanie ostrza
Ruike zdał egzamin na zdrową 5-tkę z plusem. Ze wszystkich scyzoryków z którymi miałem do czynienia, LD51-B ma najlepiej rozwiązane ostrze oraz towarzysząca mu blokadę. Stal nie ustępuje odpornością na rdzę konkurencji, a znacznie dłużej trzyma ostrość.
Kombinerki
Jest to jedno z narzędzi, które nie jest jakoś specjalnie wymagane przeze mnie w scyzoryku. Mam swoją ulubioną konfigurację narzędzi, a LD51-B daleko poza nią wykracza. Nie oznacza to jednak, że narzędzia te okazały się nieprzydatne.


W kombinerkach znajdują się także inne narzędzia, jak przecinak do drutu czy zaciskacz do przyponów. Będę tutaj szczerzy – nie wykonuje za często czynności, w których te dodatki miałyby się na coś przydać. Dobrze jednak, że mamy je do dyspozycji.
Wracając do samych kombinerek, pracują płynnie i są bardzo dobrze zgrane. Brak w nich jakichkolwiek luzów. Przydały się w kilku sytuacjach, w których musiałem trochę pomajsterkować, gdzie wspierały kombinerki z mojego multitoola. Przydają się również w gotowaniu na ognisku, kiedy to możemy w bezpiecznym sposób zdjąć pokrywkę z menażki. Rękawicami też można, ale zabezpieczeń nigdy za mało 😉

Śrubokręt Philips
Po częściowym rozłożeniu kombinerek uzyskujemy dostęp do jednego z śrubokrętów. O ile kombinerki rozkłada się za pomocą wycięcia pod paznokieć, tak ten śrubokręt i szydło rozkłada się specjalnym występem.
Występ umożliwia uniesienie poza obrys scyzoryka, ale przy całkowitym rozkładaniem lepiej po prostu złapać palcem za same narzędzie – opór robi swoje. Śrubokręt spełnia swoje zadanie, choć ma swoje ograniczenia. Jego czubek nie jest jakoś specjalnie precyzyjny, więc ma ograniczoną użytkowość w przypadku małych śrubek. Szczerbiny w wiatrówce Crossman 1377 nim nie wyregulujecie 😀 Sprawdził się w kilku domowych sprawach, eliminując potrzebę szukania śrubokrętu w skrzynce na narzędzia.
PS. Jeśli denerwuje was luźna wkładka zamka w drzwiach, wystarczy dokręcić jedną śrubkę na jego czole (czyli tam, gdzie wychodzi występ blokujący) 😉
Piła do drewna
Pora przejść do środkowej warstwy, którą przeznaczono na piłę do drewna.

Piłę rozkłada się za pomocą jej czubka, który delikatnie wystaje poza krawędź. Cechuje się dwoma rzędami obustronnych ząbków, dzięki czemu świetnie sprawdza się w praktyce. Porównałem ją z piłą jednego dużego czerwono-czarnego scyzoryka, i obie sprawdziły się tak samo dobrze.
Przykładowe użycie piły – pozyskiwanie smolnych szczapek do rozpałki. Najlepszych ich źródłem są powalone drzewa z odsłoniętymi korzeniami. Wycięcie czy też wyłamanie takiego obficie żywicznego korzenia nie jest prostym zadaniem.
Piła umożliwia wycięcie przy małym nakładzie pracy. Zmierzyłem nawet czas – wycięcie poniższego korzenia zajęło 50 sekund. Mimo że żywiczne drewno obkleja ząbki i nadaje całości lepkości, piła zdała egzamin.
Ciekawostka – klejące się żywiczne wióry pięknie łapią iskry z krzesiwa 🙂

Piła cechuje się grzbietem z ostrą krawędzią, co sprawia, że jest świetnym narzędziem do krzesania. Należy pamiętać jedynie, aby nie napierać zbyt mocno na krzesiwo, gdyż piła może złożyć się na dłoń.
Nożyczki
Równe, ostre, płynnie pracujące. Co tu dużo pisać? Są po prostu dobre 😀 Przydadzą się tam, gdzie nóż to za dużo. Przycinanie nitek, żyłek, bezpieczna praca przy ludziach. Ci są zazwyczaj rozkojarzeni i nie potrafią zachowywać się prawidłowo, kiedy w ich pobliżu jest ostre narzędzie. Lepiej zapobiegać niż leczyć.

Szydło (i nie tylko)
Najmniej używane i w zasadzie najbardziej problematyczne narzędzie w zestawieniu. Otwierane jest jak opisany wcześniej śrubokręt. Problem w tym, że nie działa to do końca tak, jak trzeba. Jak już wspomniałem, szydło i śrubokręt otwiera się tak naprawdę łapiąc za całe narzędzie, a nie posługując się występem. Ale jak złapać za coś ostrego, użyć do tego siły i nie stworzyć ryzyka skaleczenia? Przy otwieraniu szydła należy się porządnie skupić…

Otwieracz do butelek
Jedno z ulubionych i najcześciej używanych narzędzi 😉 Niektórzy potrafią otwierać butelki zapalniczką, inni posiłkują się blatem salonowego stołu (pozdrawiam kolegę Bartosza). Ja jednak wolę bardziej cywilizowane metody.

Czoło otwieracza stanowi jednocześnie szeroki, płaski śrubokręt. Najczęściej używam go do regulacji mimośrodów w moim biurku, ale doskonale też pełni rolę podważacza przy rozkładaniu różnych urządzeń.
Przecinak do pasów
Kolejnym ostrym narzędziem jest ząbkowany przecinak do pasów. Na szczęście nie miałem potrzeby go użyć, ale mogę stwierdzić tyle, że jest bardzo ostry. Na jego czole znajduje się mniejszy śrubokręt płaski, również pomocny przy majsterkowaniu.

Pęseta
Rzecz mała, a niezwykle przydatna. Drzazga w palcu potrafi napsuć krwi, więc bardzo dobrze, że mamy do dyspozycji takie narzędzie. Pęseta jest długa i stosunkowo sztywna, przez co bardzo łatwo się ją operuje. Ruike mógł pomyśleć o dodaniu także wykałaczki, w końcu w okładzinach znalazłoby się na nią miejsce.
Korkociąg
Narzędzie obowiązkowe dla koneserów wina, czyli nie dla mnie 😉 Korkociąg umieszczony jest na zawiasie i może pokonać krótką drogę w kierunku przeciwnym do kierunku składania. Po co? Po całkowitym wkręceniu w korek, przechylając scyzoryk, oprze się on na szyjce butelki i zadziała jak dźwignia, co pomaga w usunięciu korka. Proste, a genialne.
Co myślę o narzędziach Ruike LD51-B?
Recenzowany model wyposażony jest w sporą ilość dobrze wykonanych narzędzi. Jego ostrze to istny majstersztyk w świecie scyzoryków. Narzędzia, że tak to ujmę, pracujące, czyli nożyczki i kombinerki, są równe i działają precyzyjnie. Doczepić się mogę jedynie do otwierania szydła, ale na dobrą sprawę nie musimy do tego używać dłoni. Po jego odchyleniu możemy otworzyć je zaczepiając nim o jakiś element otoczenia, jak roboczy stół czy podeszwa buta. Czy czegoś mi zabrakło? Tak – otwieracza do puszek, do którego przyzwyczaiły mnie scyzoryki z mojej dotychczasowej kolekcji. Czy czegoś było za dużo? Można uznać, że tak. Takie nożyczki, kombinerki czy przecinak do pasów to narzędzia niezłe, aczkolwiek mi nie przydają się za często. Wszystko zależy od tego, do czego chcemy danego scyzoryka używać. Mnie wystarczyłoby ostrze, śrubokręt krzyżak, piła, otwieracz do butelek/śrubokręt, otwieracz do puszek, pęseta i wykałaczka.
Podsumowując krótko – jest dużo i dobrze.
Jak się nosi LD51-B?
Ruike stał się stałym bywalcem mojej kieszeni od końca marca tego roku. Jakie są wrażenia z jego przenoszenia?
Wypychacz kieszeni? Niekoniecznie
LD51-B wyposażony jest w klips. Nie jest to typowy klips do głębokiego przenoszenia (deep carry), ale scyzoryk nie wystaje za bardzo z kieszeni. Położenia klipsa nie można zmienić, co niektórzy mogą uznać za wadę. Mnie to akurat nie przeszkadzało. Cytując jednego z moich ulubionych guntuberów – You be the judge.

Klips trzymał nieźle, ale podchodziłem do przenoszenia scyzoryka z dozą ostrożności. W lewej przedniej kieszeni noszę nóż, portfel i gaz. Może to sporo jak na jedno miejsce, ale nie jestem fanem przenoszenia portfela z tyłu. Z początku myślałem, że noszenie tak dużego narzędzia będzie udręką, ale okazało się, że nie. Przez ponad miesiąc noszenia nie odnotowałem jakiegoś dyskomfortu.
Szkoda byłoby zgubić…
Na zdjęciach wyżej zapewne zauważyliście linkę ciągnącą się od szlufki do scyzoryka. Jako że LD51-B ma swoją masę, obawiałem się, że może ona pomóc mu wypaść w trakcie siedzenia. Zdarzały mi się też kilka razy, że jakiś nóż wyślizgnął się z kieszeni przy wyjmowaniu portfelu – pomimo mocnego klipsa. Jak się zahaczy, to tak czy inaczej, wypadnie. Wiem, wszystko w jednej kieszeni nie jest optymalne, ale portfel w tylnej kieszeń brzmi jak dobra okazja dla sprytnego złodzieja.
Ruike przewidział w konstrukcji scyzoryka miejsce na linkę. O ile w większości noży składanych otwór jest wykonany w samej konstrukcji, tak tutaj mamy do czynienia z rozkładanym oczkiem.
Co o nim myślę? Nie wzbudza zaufania, jest to cienki kawałek blaszki. Ponadto znajduje się po przeciwnej stronie klipsa, co powoduje, że w trakcie noszenia zwrócony jest ku dołowi. Efekt? Haczenie kieszeni i czasami nawet dyskomfort podczas noszenia. Powodem tego jest ząbek do zaczepienia paznokciem do rozłożenia. Używając tego oczka, scyzoryk powinien być raczej przenoszony do góry nogami, eliminując tym samym użycie klipsa.
Istnieje jednak drugi sposób – linkę przewlec można przez otwór w samym klipsie. Jest to według mnie bardziej pewny punkt. Na mieście kawałek linki może nam przeszkadzać, ale w terenie jest to według mnie jak najbardziej wskazany dodatek.

Nosi się nie tylko w jeansach
Ruikacza przenosiłem także w innych spodniach. W Helikon-Tex SFU Mk 2 specjalna kieszeń na telefon sprawdziła się znakomicie. Trochę gorzej było w przypadku lekkich spodni trekkingowych z Decathlona. Przez ich dopasowanie i cienki materiał, scyzoryk bardzo mocno się odznaczał. Kieszenie wykonane z siatki powodowały również, że czasami można było odczuć dyskomfort związany z ocieraniem o uda. W zastosowaniach outdoorowych kierowałbym się raczej ku zakupowi pasującej ładownicy na pas.
Nosić, czy nie nosić?
Pomimo sporych rozmiarów, LD51-B można jak najbardziej wygodnie przenosić. Nie będzie to tak wygodne, jak w przypadku cienkiego i lekkiego folderka, ale jest to jak najbardziej możliwe. Wszelkie problemy znikną przy wyborze modelu o mniejszej ilości narzędzi. Jeśli komuś nie zależy na pozostaniu low profile, to jak najbardziej wskazany jest zakup pochewki na pas. Miejcie to na uwadze.
Jak z ergonomią?
Jak już wcześniej wspomniałem, Ruike LD51-B to kawał narzędzia. Jak to przekłada się jednak nie na samo noszenie, a na użytkowanie?
Okładki
Zacznę od okładek. Jak podaje producent, wykonane są z G10 – laminatu z włókna szklanego. Materiał szeroko wykorzystywany w branży. Okładki nie są jakoś skomplikowane. Większość powierzchni zajmuje kratkowy wzór, tworzący chropowatą powierzchnię. Na krawędziach wykonano żłobienia dla lepszej przyczepności, a w rejonie kołka wycięcie ułatwiające dostęp do niego. Powierzchnia okładek zasługuje na dużą pochwałę, gdyż jest bardzo przyczepna. Narzędzie leży bardzo pewnie w dłoni, co szczególnie doceniam przy moich potliwych dłoniach.

LD51-B to taki… kwadraciak
W przekroju poprzecznym scyzoryk jest w zasadzie prostokątny. Oczywiście rogi okładek odpowiednio sfazowano, aby nie były ostre, ale ogólnie rzecz biorąc w dłoni czuć taką kwadratowość. Duży wpływ na to wrażenie ma sama szerokość narzędzia. W praktyce noże można wygodnie używać, ale przy dłuższej pracy lub mocniejszym ciśnięciu czuć po prostu te geometryczne kształty. Co ciekawe, przy cięciu piłą aż takiego problemu nie ma, a wyraźnie zaokrąglony tył umożliwia wygodny chwyt w wykonywaniu ruchów posuwisto-zwrotnych.
W tym momencie należy wskazać przewagę konkurencji (jakiej – już się pewnie domyślacie), w której to okładziny są grubsze i zdecydowanie bardziej ergonomicznie ukształtowane. Na targach IWA OutdoorClassics miałem okazję trzymać cieńsze modele scyzoryków Ruike, ale wrażenie w zasadzie było podobne. Modele konkurencji, przy dobraniu odpowiedniej ilości narzędzi, i co za tym idzie, szerokości, swoją ergonomią przypominają tradycyjny nóż z głownią stałą. W Ruike nie jest aż tak wygodnie.
Oczywiście zastosowanie szerszych, bardziej zaokrąglonych okładek w LD51-B nie miałoby już sensu, ale taka zmiana jest według mnie jak najbardziej na miejscu w modelach o mniejszej ilości narzędzi.

Pora na czyszczenie
Scyzoryk z taką ilością narzędzi ma mnóstwo zakamarków, w których to bardzo, ale to bardzo lubi zbierać się brud. Dlatego co jakiś czas należy je dokładnie przeczyścić i odpowiednio nasmarować. Do tego użyje zestawu środków ze swojej szafy: odtłuszczacza Riflecx Gun Cleaner i smaru Breakthrough HP Pro Oil. Wspomogę się również szczoteczkami, wodą oraz płynem do naczyń.


Wpierw rozłożyłem narzędzia i wypłukałem środek z luźnych zabrudzeń.

Kolejnym krokiem było wstępne czyszczenie za pomocą wody z płynem do mycia. Bardzo pomocna okazała się sztywna szczota do czyszczenia napędu w rowerze.
Następnie przyszedł czas na dokładne odtłuszczenie i wysuszenie Gun Cleanerem. Środek bardzo dobrze sobie radzi z gorszym brudem. Stara, zaschnięta żywica nie chciała się poddać płynowi do naczyć, ale uległa Cleanerowi.


Na sam koniec zostało nasmarowanie zawiasów. W innym scyzoryku z powodzeniem użyłem Breakthrough HP Pro Oil, więc w Ruike postąpiłem tak samo. Jako że ostrze ma zazwyczaj kontakt z żywnością, należy dobrze się zastanowić, jakiego środka użyjemy. HP Pro Oil opisywany jest jako nietoksyczny i zalecany jest przez producenta także do noży, ale nie ma jednoznacznie podane, że można go swobodnie konsumować 😀 Patrząc jednak na stan zanieczyszczeń naszych rzek, powietrza, ziemi, skład żywności… chyba już mi wszystko jedno 😉 Z doświadczenia wiem, że smar pozostaje tam, gdzie został nałożony i nie roznosi się na ostrzu. W przypadku innego scyzoryka z mojej kolekcji, działa wyśmienicie. Tak czy inaczej – z chemią działacie na własną odpowiedzialność.

I jak wyszło? A bardzo dobrze, wszystkie narzędzia chodzą płynnie, nie czuć żadnego chrobotania ani oporu. Polecam!
Jeden mankament...
W trakcie użytkowania spotkałem się z jednym problemem. Jeśli nie zawuażyłbym go w porę, recenzja stałaby się znacznie trudniejsza do dokończenia…
W przeciwieństwie do konkurencji, scyzoryki Ruike są skręcane, a nie nitowane. Zastosowanie śrub umożliwia nam ewentualne rozebranie, co z pewnością przydać się może w razie poważniejszego czyszczenia. Niestety, producent nie zabezpieczył śrub chyba żadnym klejem do gwintów, ponieważ śruba odpowiedzialna za trzymanie trzpienia, na którym znajduje się m.in. ostrze, nieco się wykręciła. Na szczęście zauważyłem to w porę, i to dzięki temu, że ostrze podejrzanie gibało się na boki. Wystarczyło oczywiście dokręcić, ale z czasem zabezpieczę raczej wszystkie śruby odpowiednim klejem (rzekomo w tej roli sprawdza się dobrze szkło wodne, ale nie sprawdzałem).
Podsumowanie – czy Ruike LD51-B jest wart uwagi?
Wart uwagi? Mało powiedziane. Ruike LD51-B i bratnie modele to obowiązkowy zakup dla miłośnika scyzoryków. Cechują się niezłymi materiałami i wysoką jakością wykonania. Udało mi się znaleźć kilka rzeczy, do których mogłem się przyczepić, ale bądźmy szczerzy – nie ma rzeczy idealnych. Można jednak stwierdzić, że projektanci z Ruike byli bardzo blisko.
Plusy:
- wysoka odporność na korozję,
- płynna praca zawiasów i narzędzi,
- najlepiej zrealizowane ostrze w scyzorykach,
- obecność klipsa do spodni,
- bardzo dobra piła,
- świetne okładki.
Minusy:
- luzujące się śrubki,
- prostokątna, nie do końca ergonomiczna konstrukcja,
- wysoka masa,
- delikatny blade play w pionie.
Do zastosowań outdoorowych LD51-B to według mnie trochę za dużo, ale zależne jest to od naszych potrzeb. Jeśli ktoś bawi się w wędkarstwo (które chciałbym zacząć w tym toku), to nożyczki oraz kombinerki okażą jak najbardziej przydatne. Taka ilość narzędzi z pewnością sprawdzi się również u majsterkowiczów. Ogółem rzecz biorąc, Ruike LD51-B w żadnym wypadku nie będzie złym wyborem, bo jest to po prostu udane narzędzie. Jeśli potrzebujesz kieszonkowego warsztatu, to bierz bez wahania. Zwłaszcza że dostępny jest w cenie 279 zł, która jak na taki sprzęt jest niską kwotą. Jeśli ma według Ciebie za dużo narzędzi, to zastanowiłbym się na Twoim miejscu nad modelem LD43.
Dziękujemy sklepowi Kolba za przekazanie scyzoryka Ruike LD51-B do testów.
Artykuł zawiera lokowanie produktów:
- kubek Pathfinder od Helikon-Tex,
- Riflecx Gun Cleaner,
- Breakthrough HP Pro Oil, dostępny m.in. w MILICON.
Współpraca reklamowa. Testy produktów prowadzimy niezależnie, opinie są wyłączną oceną autorki lub autora. Reklamodawca nie ma możliwości ingerencji w treść recenzji
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.